Z WIZYTĄ W KAOHSIUNG. CZĘŚĆ II.

Przystań, miejsce, do którego przypłynęliśmy,
aby podziwiać ocean.
O Kaohsiung można było usłyszeć ostatnio w polskich mediach ze względu na nieszczęśliwą serię wybuchów gazu. Jest to drugie, co do wielkości miasto na Tajwanie oraz jego główny port, a także ośrodek prężnie rozwijającego się przemysłu informatycznego i elektronicznego. Na zwiedzaniu spędziliśmy trzy dni i dwie noce. Dzięki naszemu znajomemu byliśmy w stanie odwiedzić wiele ciekawych miejsc, które miasto ma do zaoferowania. Było niesamowicie! Już pierwszego wieczora, tuż po zakwaterowaniu w hotelu skierowaliśmy nasze wymęczone ciała na nocny targ. Night markets...zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia, od pierwszego spaceru zatłoczonymi alejkami, od pierwszej chwili, w której poczułam tysiące zapachów na stoiskach z jedzeniem ciągnących się wzdłuż całego marketu, od momentu, w którym po raz pierwszy ujrzałam grupki dzieciaków grających w loterię z nagrodami, od pierwszej próby przejścia przez jezdnię, na której nie obowiązują żadne zasady. Piesi, skutery, samochody. Wszyscy usiłują torować sobie drogę. Zakochałam się już kilkadziesiąt minut po wylądowaniu na wyspie, kiedy Hsueh-Yu i jego szwagier zabrali mnie na największy nocny targ. Od tamtej pory uparcie odwiedzałam wszystkie możliwe night markety

Prom, z którego podziwialiśmy wody oceanu. 
Podczas wycieczki korzystaliśmy z wszelkiego możliwego transportu: autobusu, pociągu, promu, metra, roweru, łodzi. Zwiedziliśmy miasto wzdłuż i wszerz, a i tak pewnie wiele zostało jeszcze do zobaczenia. Byliśmy nad oceanem i próbowaliśmy lokalnych pyszności. Na plażę przepłynęliśmy promem podziwiając piękno krajobrazu. Ocean jest przepiękny. Ogrom wody pochłania, plaża jest czysta i przyjemna. Dookoła palmy dają schronienie przed słońcem. Trzeba uważać, żeby przypadkiem nie dostać orzechem kokosowym w głowę ;) Widoki zapierają dech, a zachód słońca jest przedstawieniem istnie magicznym, na które ludzie czekają z niecierpliwością. Odwiedziliśmy też targ rybny. W tym dniu zapowiadany był zbliżający się tajfun, więc obowiązywał zakaz pływania, ale ratownicy mieli pełne ręce roboty wyganiając z wody zbuntowanych surferów. Młodzież grała w piłkę plażową, a ja szukałam muszelek ^^.

Ahoj kamraci...na pełnych wodach ;)
 
Płyniemy :D
Kaohsiung z oddali i szalone rybki nieopodal plaży.
Plażowy relaks.
W pobycie nad oceanem fajna jest możliwość zjedzenia świeżych ryb i owoców morza. Stoiska uginają się pod ciężarem ryb, ośmiornic i krabów. Na każdym kroku można natknąć się na stoisko grillujące ośmiornice. Koniecznie trzeba spróbować, gdyż pomimo niezachęcającego wyglądu, mięso jest naprawdę smaczne. 
 Kraken...Strasznie wygląda, ale jest naprawdę smaczne.                Papugi przed jedną z lokalnych knajpek. W Kaohsiung                                                                                                                        widziałam tak ogromne ptaki w wielu miejscach.                                                                                                                                                       
Co krok coś smacznego :P
Romantyczny zachód słońca.
Moje znalezisko i ciekawie wyglądający pojazd z wyrobami spożywczymi.
Kolejny rybny stragan i piękny zachód słońca.
Ten dzień przeżyliśmy bardzo intensywnie. Plany na kolejny dzień: Rzeka Miłości, rejs statkiem, odwiedzenie największego centrum handlowego w jakim kiedykolwiek byłam, jazda ulicami Kaohsiung na rowerach i dalsze uwiecznianie wspomnień na fotografiach.

You Might Also Like

0 komentarze