PRZEZ SMRÓD DO SERCA, CZYLI O STINKY TOFU SŁÓW KILKA.

Będąc na Tajwanie miałam okazję spróbowania wielu niezwykle smacznych regionalnych potraw. Kultura jedzenia na ulicach jest wszechobecna i sprawia, że cały kraj pachnie smakowicie i zachęca do spróbowania dosłownie wszystkiego, o ile tylko nasz żołądek jest w stanie pomieścić tyle pyszności. Tematyce jedzenia na wyspie mam zamiar poświęcić osobny post, ale dzisiaj chciałabym przybliżyć potrawę, która niewątpliwie jest jedną z tych, których nie da się zapomnieć choćby nawet człowiek próbował z całych sił - stinky tofu. Po raz pierwszy miałam okazję spróbować tego specyficznego dania kilka dni po przylocie. Prawda jest taka, że prawdopodobnie nikt przy zdrowych zmysłach nie skusiłby się choćby na kęs, chyba, że byłaby to osoba żądna nowych wrażeń. Osobiście nie mam żadnych oporów przed eksperymentowaniem z jedzeniem dopóki nie ma ono sześciu par odnóży i ucieka z talerza. 

Tofu jest twarożkiem sojowym niezwykle popularnym m.in. w Japonii, gdzie jest nazywany właśnie tōfu, natomiast na Tajwanie i w Chinach występuje pod nazwą dòufu. Stinky tofu (śmierdzące tofu) różni się jednak od zwykłego sera tym, że jego "zapach" czuć niezwykle intensywnie i na dużej przestrzeni. Stinky tofu przygotowuje się mocząc prawdopodobnie przez kilka miesięcy w specjalnie przyrządzonej solance, co prowadzi do fermentacji. Obecnie przy pomocy maszyn proces ten wynosi tylko dzień lub dwa. Następnie po zakończeniu procesu fermentacji jest on smażony (nigdy w domu) w głębokim tłuszczu i serwowany z kapustą lub papryczką. Mnie postawiono przed faktem dokonanym. Mój chłopak podsunął mi miseczkę ze stinky tofu w jednym z miejscowych barów. Na talerzu zapach sera jest mniej intensywny niż przy stoisku z jedzeniem, gdzie człowiek w maseczce na twarzy smaży ogromną ilość dòufu. Nie wahałam się ani przez moment i już po chwili z zapałem pałaszowałam ser wkładając dużą porcję warzyw do otworu pośrodku twarożka wypełnionego sosikiem. 

W mojej opinii smażony twarożek jest znacznie smaczniejszy niż normalne tōfu, niezwykle chrupki i soczysty a w połączeniu z warzywami naprawdę smaczny. Nie przepadam za tōfu, ale to stało się moją ulubioną potrawą i jadłam ją w każdym mieście jakie odwiedziłam. Dopiero po posiłku dowiedziałam się, że ojciec mojego chłopaka z przerażeniem w oczach prosił go, żeby nie zmuszał mnie do jedzenia śmierdzącego serka. Sam nieposłuszny winowajca przyznał, że bał się iż sfermentowany ser może mi zaszkodzić. Żadne rewolucje żołądkowe nie miały jednak miejsca, ale przy jedzeniu rozmawialiśmy o polskich kiszonych ogórkach i kiszonej kapuście. Mój chłopak, który nie jada ani kwaszonych ogórków ani kapusty, lubi natomiast stinky tōfu, które podobnie jak kwaszona kapusta zawiera szczepy bakterii, był zszokowany do tego stopnia, że z trudem doszedł do siebie po tym, jak wytłumaczyłam mu jak przygotowuje się bigos oraz, że kapuśniak także robiony jest z kwaszonej kapusty.
 Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Twój ulubiony bigos też przygotowywany jest ze sfermentowanej kapuchy. - tutaj spojrzał na mnie z niedowierzaniem w oczach.
- Nie...
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Tak?
Wydaje mi się, że zdołał  już pogodzić się z tą myślą ;) Ciekawa jestem, czy przy następnej wizycie w Polsce będzie wcinał bigos.

You Might Also Like

9 komentarze

  1. A ja bym zaryzykowała, a bo co xD i wygląda całkiem <3

    W sumie nigdy tofu nie jadłam i ciągle zabieram się za kupno tegoż specjału (i pasty miso...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Avi...ja kiedyś miałam pastę miso i nawet chciałam z niej zrobić zupę miso! Niestety chyba coś poszło nie tak w trakcie gotowania ^^""". Ostatecznie nikt mojej zupy nie tknął. Tak to jest jak ma się dwie lewe ręce do gotowania ;) Gdybyś kiedyś zrobiła, to wrzuć na bloga, chętnie dowiem się co źle zrobiłam :D

      Usuń
    2. Czuję motywację do kupienia tej pasty :D jak będę mieć pieniążki to na pewno ją nabędę ;)

      Usuń
  2. Hej, bardzo ciekawie piszesz, dodaję do ul. i będę często wpadać! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny post. Tylko taka uwaga edytorska. Twój tekst jest zbity w blok ,który niestety trudno się czyta. Jakbyś podzieliła go na kilka małych bloczków, to o wiele przyjemniej by się czytało. Aż boję się zapachu tego stinky tofu :p No i nigdy nie jadłem takiego smażonego w oleju. Nie wyobrażam sobie, jak on mógłby być chrupiący

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorę uwagę do serducha i wrócę do dzielenia przyszłych postów na bloki :) Zapach naprawdę odstrasza, ale w przeciwieństwie do Tajwańczyków, Europejczycy są bardziej wytrzymali na wszelkie uniedogodnienia ;-)

      Usuń
  4. Nigdy nie jadłam tofu, ale wstyd :) Znasz moje jakieś ciekawe przepisy na wykorzystanie go?
    http://zrealizowacmarzenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden wstyd~~! Lubię tylko smażone tofu dlatego nie próbowałam przyrządzać żadnej potrawy (zresztą talent kulinarny też taki sobie ;), ale znalazłam stronę z przepisami:
      http://fitness.sport.pl/fitness/1,107702,13365482,10_przepisow_na_dania_z_tofu.html

      I Avi ma ciekawe przepisy u siebie na blogu :D
      http://loverollbento.blogspot.com/

      Usuń