To już prawie 5 miesięcy odkąd w moim życiu pojawił się ten puszysty śpiący tygrys. Czuję się więc zobligowana, żeby (w końcu) obwieścić światu jego istnienie. Blu, bo takie też imię widnieje w dokumentach, jest rasowym Brytyjczykiem płci męskiej. Przyszedł na świat 17 kwietnia w białych skarpetach i z charakterystyczną brudną plamą na nochalu. Ten 10 miesięczny cukierek całe dnie spędza na jedzeniu, spaniu i ewentualnie polowaniu na swoją ulubioną zabawkową mysz. Blu zachowauje pewien dystans wobec domowników. Sam bowiem decyduje o tym, kiedy potrzebuje pomiziania za uszkiem. Zwykle szybko ucieka z kolan, ale od czasu do czasu domaga się kocich pieszczot. Niby zachowuje dystans, ale zawsze jest gdzieś w pobliżu obserwując otoczenie pięknymi oczętami w kolorze bursztynu. Kiedy korzystam z komputera, Blu niezmiennie dotrzymuje mi towarzystwa na krześle obok. Lubi także drzemać w zlewie, szafie i na lodówce. W nocy wprasza się na łóżko i nie wiedzieć czemu najlepiej upodobał sobie spanie zaraz nad moją głową zamiennie z kimaniem w nogach. Ostentacyjnie domaga się karmy. Szczególnie upierdliwie we wczesnych godzinach porannych, kiedy to nawet koguty nie wybudziły się jeszcze ze snu. Z wyglądu i w dotyku można go pomylić z pluszakiem. Blu pewnie już na stałe zagości na blogu jako jego maskotka. Nie ma co. Sama słodycz ♡.
Gdyby ktoś zapytał, z czym kojarzy mi się Tajwan, to bez wahania odparłabym, że z herbatą. Wzbudziłabym tym pewnie zdumienie większości zainteresowanych, bo przecież naturalnym jest, że w większości przypadków, Tajwan kojarzony jest właśnie z tym napojem. Nie mam na myśli jednak herbaty, którą zwykliśmy pić na co dzień. Napój, o którym piszę to BUBBLE TEA zwany także PEARL TEA. Czym jest bubble tea? Napój ten zosał stworzony prawdopodobnie w 1978 roku przez właściciela jednej z herbaciarni znajdującej się w Taichung (w której miałam przejemość skosztować oryginalnej bubble tea). Szukał on ponoć sposobu na zachęcenie dzieci do częstszego sięgania po herbatę. W toku swoich eksperymentów, stworzył napój, który najpierw podbił serca i podniebienia mieszkańców Azji a od jakiegoś czasu zdobywa wielbicieli także na Zachodzie. Bazą bubble tea jest oczywiście herbata (moja faworytka to herbata zielona). Natępnie mleko, kostki lodu oraz perełki tapioki (kuleczki zrobione z mączki tapioki). W Tajwanie sklepiki z bubble tea są niemal wszędzie i oferują przeróżne kombinacje smakowe. Kuleczki tapioki można zastąpić innymi dodatkami lub wybrać ich rozmiar. Sami decydujemy o tym, jaka ilość cukru zostanie dodana do napoju. To samo tyczy się kostek lodu. Rodzajów bubble tea jest naprawdę wiele. Na pewno warto spróbować tej z gałką lodów waniliowych w środku. Za duży kubek zapłacimy średnio od 4 do 6 zł. Oczywiście droższa, ale zdrowsza będzie herbata ze świeżym mlekiem. Dlatego warto jest zwracać uwagę na to, czy dany sklep nie używa przypadkiem mleka w proszku (chyba, że takie wolicie). Bubble tea jest też kaloryczna i uzależniająca , więc jeśli podobnie jak ja, nie posiadacie silnej woli, musicie uważać ;). Na koniec ciekawostka. Swoją nazwę herbata nie zawdzięcza wcale kuleczkom tapioki, które przypominają bąbelki, ale temu, że napój przed podaniem jest intensywnie wstrząsany, co sprawia, że w mleku tworzy się pianka.